Fizyka Życia

Recenzja Fizyki życia

Autor: Pani Iwona Majewska-Opiełka
Strona domowa >>>

Trener liderów, mówca motywacyjny,
psycholog-doradca rozwoju osobowości,
autorka książek.

(2009.09.16)
Sześć powodów, dla których warto przeczytać „Fizykę życia” Johna Freeslowa.

Johna Freeslowa, poznałam za sprawą elektronicznego listu – twierdził, że nadajemy na podobnych falach. Uwierzyłam. Z zapałem zabrałam się do czytania „Fizyki życia” i na każdej stronie - aż do ostatniej - szukałam tego pokrewieństwa w myśleniu. Nie znalazłam, przeciwnie – dostrzegłam same różnice. Niemniej jestem książką oczarowana.

Myślałam , że przeczytam ją w trzy dni, maksymalnie w tydzień… Nic z tego. Choć wciąga niczym najlepsza fabuła, nie można jej połknąć, trzeba się nią delektować i dobrze strawić.

Autor ma olbrzymią wiedzę matematyczno-przyrodniczą i wygląda na to, że chce, by czytelnik dysponował taką samą. Przynajmniej po przeczytaniu książki. Jest to o tyle możliwe, że wykład prowadzi ciekawie, czasem wręcz frapująco, a do tego w sposób klarowny i zrozumiały. Muszę przyznać, że choć znałam omawiane zagadnienia z matematyki, fizyki czy chemii, niektóre zrozumiałam za sprawą „Fizyki życia”. Wiedzieć, nie zawsze znaczy rozumieć. Autor ma ambicje, by czytelnik zrozumiał wszystko, i w większości przypadków udaje mu się do tego doprowadzić. Książka przypomina, utrwala i uzupełnia wiedzę w bardzo przyjemny sposób. I już chociażby z tego powodu warto ją przeczytać.

Drugi powód, dla którego książka zasługuje na uwagę, to pasja jej autora. Jestem pewna, że wystarczyłby jeden taki nauczyciel, by na zawsze zarazić ucznia pasją poznawania. Widać, że Freeslow żyje tym tematem. Zważywszy, że w przeciwieństwie do innych autorów podejmujących podobne zagadnienia (R. Dawkins, E. O. Wilson, D. Morris) nie pracuje nad nimi codziennie w gabinetach i salach wykładowych, ale jest skutecznie działającym biznesmenem, ogrom jego wiedzy i pracy budzi podziw. Nie jest to jednak ślepy podziw, lecz taki, który skłania do myślenia i zgłębiania wiedzy. Może prowadzić do zgody z tezami autora lub przeciwnie – do znajdowania argumentów przeciwko nim. W każdym wypadku będzie to twórcze i rozwijające. Matematyka, fizyka, chemia, a nawet biologia stają się dzięki tej pracy bliższe, bardziej przyjazne, jeśli ktoś bliskości czy przyjaźni nie czuł. Ten zaś, kto porusza się po tych naukach swobodnie, dzięki lekturze wyruszy w ciekawą podróż.

Zakładając, że wszystkie procesy w życiu można wyjaśnić za pomocą fizyki i matematyki autor wyjaśnia, czym jest życie. Wprowadza nas w tajniki życia na Ziemi, opisuje prawdopodobne procesy ewolucyjne, które doprowadziły istniejące gatunki do ich obecnego kształtu. Kartka po kartce przekonuje nas, że podstawowym zadaniem każdego organizmu jest przeżyć i rozmnożyć się. Pokazuje, w jaki sposób organizmy próbują ten warunek spełnić, a także to, jak za sprawą przypadkowych korzystnych zmian, które potem są utrwalane, powstają poszczególne narządy, zapewniające owo przetrwanie i rozmnażanie, wywindowując je na wyższe poziomy ewolucyjnej drabiny. W tym wszystkim obecny jest człowiek – jako gatunek – ze swoimi przystosowaniami, a także niektórymi zachowaniami. Wprawdzie trochę przykro się robi kobiecie, gdy dowiaduje się, że jej piersi to jedynie konsekwencja losowego zaburzania projektu genetycznego i nie łagodzi tego nawet zdanie „które przez przypadek okazało się zaburzeniem doskonałym”, jednak wywód jest tak logiczny, że nie sposób się z nim nie zgodzić. Logika zresztą to mocna strona autora, jednak jako psycholog nie mogę nie zauważyć, że czasami to proste sekwencyjne myślenie powoduje, że nie zauważa on różnych niejako pobocznych tematów, które zauważone musiałyby zmienić sposób wnioskowania. Mocną stroną autora jest też ciekawy rodzaj poczucia humoru, dowcip, który rozjaśnia nieraz mroczne procesy ewolucji i skłania do uśmiechu. Dla mnie to trzeci atut tej książki.

Nie czuję się upoważniona do wypowiadania się na temat merytorycznej wartości tej pracy, a to choćby dlatego, że nauki ścisłe nie są moją mocną stroną. Jestem psychologiem, specjalizuję się w zagadnieniach zarządzania firmą i kierowania ludźmi. Czuję się silniejsza, kiedy autor robi analogie do ludzkich zachowań czy nawet pewnych procesów społecznych. To są te momenty, w których można porównywać moje przekonania do przekonań autora „Fizyki życia”. Jest w tym istotnie coś wspólnego. Ujmę to tak: Freeslow za pomocą praw życia wyjaśnia, dlaczego ludzie nie postępują tak, jak chcielibyśmy, aby postępowali, i dlaczego, choć w teorii wiadomo, że określony sposób postępowania byłby dla wszystkich najlepszy (autor opiera się tu w dużym stopniu na teorii gier) poszczególne jednostki postępują inaczej, starając się przechytrzyć resztę. No cóż, chcą przeżyć i rozmnożyć się. Uproszczenie? Mnie też się tak wydaje, jednak wywód w książce jest dość przekonujący, że tak być musi. Zgadzamy się oboje z autorem, że nie będzie tylko wtedy, kiedy ludziom uda się świadomie przejąć kontrolę nad procesami społecznymi. Sądzę, że to spojrzenie przez pryzmat fizyki na procesy społeczne może ułatwić pewnej grupie ludzi, szczególnie twardym, technicznie lub ekonomicznie wykształconym menedżerom, lepsze zrozumienie tego, co próbują przekazać trenerzy kadry kierowniczej. Freeslow operuje konkretem i logiką, co nie zawsze udaje się na przykład psychologom. I to jest czwarty powód, dla którego książka jest wartościowa.

Nie byłabym sobą – psychologiem nastawionym wciąż na szukanie nowych pomysłów na doskonalenie ludzkiego gatunku tak, by poszczególne osobniki starały się przetrwać niekoniecznie kosztem swych obecnie żyjących pobratymców, gdybym nie szukała tej problematyki również w niniejszej książce. Dlatego najbardziej podobał mi się ten jej fragment, w którym Freeslow pisze o czynniku wiktoria - czymś, co powstaje (z różnych powodów) u jakiegoś osobnika i pozwala mu lepiej od innych realizować podstawowe prawo życia (przeżyć i rozmnożyć się), a następnie przenosić to na kolejne pokolenia, korzystnie zmieniając. czynniki wiktoria powstają spontanicznie, losowo, ale kiedy organizmy zaczynają już kombinować, jak pisze Freeslow, a potem nawet myśleć, mogą sobie taki czynnik wiktoria same wykombinować. Takim czynnikiem była w jakimś momencie dłuższa możliwość życia na powietrzu, a w innym „słuchaj rad starszych” czy „ufaj zasadzie”. Dla mnie w czynniku wiktoria - tym istotnym przyczynku ewolucji - jest nadzieja dla ludzkości. Wszak możemy sobie dziś wykombinować takie zachowania, które zapewnią pozytywną selekcję w obrębię gatunku i będą sprawiać, że kolejne pokolenia staną się mądrzejsze i lepsze. Nie mówię tu bynajmniej o inżynierii genetycznej, ale na przykład o wychowywaniu dzieci w poczuciu własnej wartości, które z pewnością uczyni ludzi zdolniejszymi do przeżycia i bardziej atrakcyjnymi jako partnerzy do rozmnażania. I to jest piąty, najważniejszy z mojego punktu widzenia, powód, dla którego ta książka jest warta przeczytania.

„Fizyka Życia” to książka niezwykła, nigdy nie czytałam niczego, co by ją przypominało, zarówno w formie, jak treści. To książka zmuszająca do myślenia i bardzo potrzebna - pozwala uzupełnić światopogląd takim ludziom jak ja, typowym humanistom sławiącym umysł człowieka i siłę jego charakteru. Nie odmówię sobie jednak stwierdzenia, że z drugiej strony ludzie poruszający się w kręgu myślenia charakterystycznego dla Freeslowa mogliby także zaglądać do książek pełnych ducha i duchowości, jakkolwiek rozumiałby te słowa matematyk.

Osobiście jestem wdzięczna Johnowi Freeslowowi za zainspirowanie mnie do napisania kolejnej książki, niejako korespondującej z jego pracą. To dla mnie szósty atut „Fizyki życia”. Na razie tylko dla mnie, ale może okaże się, że i dla innych.