Strona |
Treść cytatu |
Słowa kluczowe / uwagi |
44 |
Byłem kiedyś z babcią w mieście, naraz zawyły syreny; zwykle szliśmy do mocnego schronu betonowego, położonego głęboko pod ziemią, niedaleko naszej szkoły, który dzięki swym grubym murom rzeczywiście budził wielkie zaufanie. Tym razem znajdowaliśmy się jednak w zupełnie innym punkcie miasta, tak że zmuszeni byliśmy szukać schronienia w mizernym, prowizorycznie skleconym bunkrze. Nie ulegało żadnej wątpliwości, że w przypadku zrzucenia bomby w pobliżu nasza mysia dziura wraz z zawartością wyleci w powietrze jak słomka. Pękało też wokół nas straszliwie, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności wyszliśmy z tego bez szwanku. W drodze do domu mijaliśmy ten solidny schron betonowy — dostał w sam środek, przy czym większość ukrywających się w nim ludzi straciła życie. Jak tu nie wierzyć w opatrzność? |
religia
nieliniowość
|
49 |
Cały tydzień byliśmy w drodze, ciągle bowiem musieliśmy zjeżdżać na boczny tor; pierwszeństwo miało wojsko i pociągi z amunicją, toczące się na wschód. Później skierowano nas na objazd, gdyż Drezno — jak mówiono — zostało zbombardowane. Nie podawano przy tym nic konkretnego. Ludzie szeptali tylko między sobą, że miasto prawie całkowicie zniknęło z powierzchni ziemi. |
media
I jest coś takiego jak prawda w tym co ludzie szepcą - zupełnie inna od tej, którą głoszą media.
|
50 |
Dzieci zawsze są optymistami, one też stanęły wtedy z fanatyczną wprost wiarą do walki za Fiihrera i Vaterland, jak to się zwykło pięknie mówić. Dzieci walczą z niezwykłą odwagą, ponieważ nie mają one jeszcze wyrobionego poczucia strachu i doświadczeń dorosłych. Wszędzie w Niemczech obwoływano dzieci bohaterami. Akceptowały to wszystko, ponieważ dla nich była to przecież w pewnym sensie zabawa w wojnę, fantastyczna zabawa, w której „bohaterowi” nic nie groziło, on zawsze wygrywał, a w końcu ginął tylko przeciwnik. „Zabawa” trwała zwykle dotąd, aż sam „bohater” lub jego kolega na własnej skórze odczuł grozę wojny. Wtedy wszystko się nagle kończyło, wtedy wołało się tylko mamę! |
CŻC - cykl życiowy człowieka
|
59 |
Jeden donosił więc na drugiego, z trudem zlepiona przez Bismarcka jedność niemiecka pękła nagle jak ba?lonik. Nie było już mowy o tak silnym dotychczas poczu?ciu niemieckiej wspólnoty. Bawarowie wymyślali „świń?skim Prusakom”, Prusacy — Szwabom, Saksończycy — Nadreńczykom i tak dalej. Każdy chciał wykazać swą wyższość. Zaczęto też lżyć porządnie gefreitra Hitlera, jego głupotę, która ściągnęła na Niemcy tyle nieszczęść. Zwrócono się powszechnie ku kościołowi, masowo uczęszczając na msze i nabożeństwa. Przedtem było się tylko wierzącym, do dobrego tonu należało niechodzenie do kościoła — mogłoby się to nie podobać partii! Dziwne, naraz zaczęto odczuwać siłę przyciągania kościoła, a przecież Bóg zawsze był z narodem niemieckim, czego dowodem miał być choćby napis wyryty na pasach żołnierskich: Gott mit uns. |
GWG - Gra w grupie (PNWS)
religia
|
110 |
Te wstrząsające opowiadania były dla mnie w równym stopniu druzgocącą nowością, jak i nieprawdopodobieństwem. Nie chciałem i nie mogłem w to uwierzyć. Nie wiedziałem, co powiedzieć, jak zareagować. W końcu opowiedziałem o tym, że Polacy mordowali ponoć Niemców, też nie przebierając w środkach. Czytałem przecież z okresu III Rzeszy, na przykład „Auf den Strassen des Todes” z podtytułem „Leidensweg der Volksdeutschen in Polen" (Na ulicach śmierci, droga cierniowa volksdeutschów w Polsce). Opisano tam dokładnie traktowanie Niemców przez Polaków, poświęcając dużo miejsca przede wszystkim tak zwanej „Bromberger Blutsonntag” (krwawa niedziela w Bydgoszczy). Mama tłumaczyła mi, że była to niemiecka prowokacja o określonym antypolskim celu — tak jak w Gliwicach z radiostacją.
Komu tu wierzyć? Muszę mieć koniecznie dowody. Później je otrzymałem i rozmawiałem z uczestnikami tamtych wydarzeń, widziałem sfałszowane raporty i dokumenty, sfałszowane przez Niemców! |
Programowanie memetyczne
manipulacja
|
120 |
Nie mogło być inaczej, ponieważ człowiek wychowany przez tyle lat w całkowicie innym środowisku, innym duchu nie jest w stanie podjąć tak ważkiej decyzji, nadającej określony kierunek jego dalszemu życiu, w ciągu kilku czy kilkunastu dni, tym bardziej w wieku kształtowania światopoglądu, żywiołowego zapatrzenia się w historię, kulturę i inne osiągnięcia własnego (w moim przypadku niemieckiego wtedy) narodu. Nie można nagle pokochać w ciągu jednego dnia narodu, wobec którego żywiło się dotychczas ciągle podsycaną nienawiść i pogardę. Człowiek to nie maszyna, którą można przestawić dowolnie na inny system pracy. |
Programowanie memetyczne
|
151 |
Dziś natomiast zaprezentuję Ci jeszcze jeden dokument: postanowienie sądu o anulowaniu adopcji, będące swego rodzaju kontynuacją dokumentu sądu v/ Koblencji, skierowane do mojej matki, a zawierające oświadczenie, że nie jestem jej synem. Przyrzekłem Ci podać własną interpretację poprzedniego tekstu, doszedłem jednak do przekonania, że jest ona właściwie całkowicie zbędna. Wszystko jest jasne i zrozumiałe. Można tylko wzruszyć ramionami, gdy się czyta wyjaśnienia koblenckiego sądu, dotyczące mej tożsamości. Robiono to tak, jak gdyby nie było w ogóle II wojny światowej, jak gdyby rabunek dzieci przez reżim III Rzeszy był wytworem fantazji. Prościej mówiąc, odnosi się wrażenie, jakby ludzie z tego sądu czuli się osobiście obrażeni posądzeniem III Rzeszy o rabunek dzieci obcej krwi, próbując teraz z pomocą niezliczonej ilości nieznanych mej matce paragrafów, wszelkich możliwych kodeksów, zrzucić z siebie to niesłychane oskarżenie.
W podobnym tonie utrzymany jest ten drugi dokument, ale widzi się tu również coś nowego, powołuje się tutaj nawet na taki argument: „Przy zawieraniu umowy adopcyjnej małżeństwo Binderberger było zdania, że przyjmowane przez nie dziecko jest sierotą i posiada obywatelstwo niemieckie; nigdy nie przysposobiłoby ono dziecka polskiego obywatelstwa”. Nie zapomina się przy tym uzasadnić swej decyzji pełnym wyrozumiałości „niemieckim demokratycznym ustawodawstwem”. Styl tych dokumentów dokładnie przypomina charakterystyczny styl hitlerowskich czasów. |
prawnicy
|
|