Wygenerowano:
23.11.2022
13:49:05

Przejdź do listy słów kluczowych
Wygenerowano programem:
Q-Księgozbiór 3000





emergencja

Spis cytatów ze względu na słowo kluczowe

Treść Tytuł Autor(zy) Ident / Data wpisu
W Bretanii, na północno-zachodnich wybrzeżach Francji, a także wzdłuż brzegów kanału La Manche spotkać można osobliwe “wodorosty”, które w istocie wcale nimi nie są oddali wyglądają jak jaskrawozielone plamy na piasku. Plamy te z wolna zmieniają kształty, mieniąc się w płytkich wodach zatoczek. Jeśli weźmiemy to coś w rękę i pozwolimy, by przelało się między palcami, dostrzeżemy lepiące się, zielonkawe i przypominające wodorosty pasma. Niewielka lupa lub najprostszy mikroskop wystarczą jednak by stwierdzić, że w rzeczywistości tworzą masy zielonych robaków. W przeciwieństwie do prawdziwych wodorostów, te zażywające kąpieli słonecznych zielone stworzenia potrafią zakopać się w piasku i zniknąć z pola widzenia. Po raz pierwszy opisał je w latach dwudziestych naszego stulecia angielski badacz J.Keeble nazwał je “zwierzo-roślinami” i pięknie przedstawił na pierwszej, kolorowej stronie swojej książki Plant-Animals. Te płazińce z gatunku Convoluta roscoffensis swą zieloną barwę zawdzięczają wypełniającym ich tkanki maleńkimi komórką glonu Platymonas. Ponieważ Convoluta są przezroczyste, zielony kolor fotosyntetyzujących komórek Platymonas prześwituje przez ich ciała. Wygląda to pięknie, ale znaczenie tych drobnych alg nie zasadza się na ich dekoracyjność. Całe ich życie, od narodzin do śmierci, przebiega wewnątrz ciał płazińców i to one właśnie wytwarzają pokarm, którym żywią się gospodarze. Dlatego też otwór gębowy u Platymonas staje się niepotrzebny i w istocie przestaje funkcjonować po przeobrażeniu się larwy w postać dorosłą. Promienie słoneczne docierają bez przeszkód do glonów, siedzących wewnątrz swych ruchomych żywych szklarni, pozwalając im na spokojną produkcję materii organicznej; część produktów fotosyntezy przedostaje się do ciał robaków, odżywiając je od środka. Symbiotyczne glony zajmują się nawet usuwaniem robaczych nieczystości: przetwarzają produkowany przez nie kwas moczowy na użyteczne dla siebie substancje. Tak więc, glony i płazińce tworzą wspólnie miniaturowy ekosystem, zanurzony w wodzie i wystawiony na działanie promieni słonecznych. W istocie związek obu partnerów jest tak ścisły, że trudno, nie posługując się potężnym mikroskopem, stwierdzić gdzie kończy się zwierzę, a zaczyna glon. Symbiotyczna Planeta Margulis, Lynn 88138385458727:19

11.04.2008
“Jeńcy” zajmowali podczas narady poczesne miejsce, w zamkniętym naczyniu szklanym, pośrodku stołu. Było ich zaledwie kilkanaście sztuk, bo reszta uległa zniszczeniu w trakcie badań. Twory te, o dokładnej troistej symetrii, przypominające kształtem literę Y, o trzech ostrokończastych ramionach łączących się w centralnym zgrubieniu, w padającym świetle czarne jak węgiel, w odbitym zaś opalizujące sino i oliwkowo, podobnie jak odwłoki niektórych ziemskich owadów i ściankach utworzonych z bardzo drobnych płaszczyzn, niby rozetkowy szlif brylantu, mieściły w swoim wnętrzu mikroskopijną, a zawsze taką samą konstrukcję. Elementy jej, kilkaset razy drobniejsze od ziarenek piasku, stanowiły rodzaj autonomicznego systemu nerwowego, w którym dało się wyróżnić częściowo od siebie niezależne układy.

Część mniejsza, zajmująca wnętrze ramion litery Y, przedstawiała system zawiadujący ruchami „owada”, który w mikrokrystalicznej strukturze ramion posiadał coś w rodzaju uniwersalnego akumulatora i zarazem transformatora energii. Zależnie od tego, w jaki sposób mikrokryształki były ściskane, wytwarzały już to pole elektryczne, już to pole magnetyczne, już to naprzemienne pola siłowe, które mogły nagrzewać do stosunkowo wysokiej temperatury część centralną; wtedy nagromadzone ciepło promieniowało jednokierunkowo na zewnątrz. Wywołany tym ruch powietrza, coś na kształt odrzutu, umożliwiał unoszenie się w dowolnym kierunku. Pojedynczy kryształek nie tyle latał, co polatywał, i nie był, przynajmniej podczas eksperymentów laboratoryjnych, zdolny do precyzyjnego kierowania swym lotem. Natomiast łącząc się przez zetknięcie końców ramion z innymi, tworzył agregaty o tym większych zdolnościach aerodynamicznych, im większa była ich liczebność. Każdy kryształek łączył się z trzema innymi; ponadto mógł też połączyć się końcem ramienia z centralną częścią innego, co umożliwiało wielowarstwową budowę tak rosnących zespołów. Połączenie nie musiało wynikać z zetknięcia się, bo wystarczyło zbliżenie końców, aby wytworzone pole magnetyczne utrzymywało cały twór w równowadze. Przy określonej liczbie „insektów”agregaty zaczynały wykazywać liczne prawidłowości, mógł, zależnie od „drażnienia” bodźcami zewnętrznymi, zmieniać kierunek ruchu, formę, kształt, części pulsujących wewnątrz impulsów. Przy pewnej ich zmianie znaki pola odwracały się i zamiast się przyciągać, metalowe kryształki rozłączywszy się, przechodziły w stan „rozsypki indywidualnej”.

Oprócz systemu zawiadującego takimi ruchami każdy czarny kryształek mieścił w sobie jeszcze drugi układ połączeń, a raczej jego fragment, bo tamten zdawał się stanowić część jakiejś większej całości. Ta nadrzędna całość, powstająca prawdopodobnie dopiero przy zespoleniu ogromnej ilości elementów, była właściwym motorem napędowym działań chmury. Tu jednak kończyły się wiadomości uczonych. Nie orientowali się w możliwościach wzrostu systemów nadrzędnych, a już szczególnie ciemny pozostawał problem ich „inteligencji”. Kronotos przypuszczał, że tym więcej stworów łączy się w jedną całość, im trudniejszy do rozwiązania napotykają problem. Brzmiało to dość przekonująco, ale ani cybernetycy, ani informacjoniści nie znali żadnego odpowiednika takiej konstrukcji, to jest „dowolnie rozrastającego się mózgu”, który rozmiary swoje przymierza do wielkości zamiarów. Część przyniesionych przez Rohana tworów była uszkodzona. Inne jednak wykazywały typowe reakcje. Pojedynczy kryształek mógł polatywać, unosić się prawie nieruchomo, opadać, zbliżać się do źródła bodźców bądź unikać go, poza tym był zupełnie niegroźny, nie wydzielał nawet w obliczu zniszczenia (a niszczyć je próbowali badacze środkami chemicznymi, żarem, polami siłowymi i promieniowaniem) żadnych rodzajów energii i można go było unicestwić jak najsłabszego ziemskiego chrząszczyka – z tą tylko różnicą, że krystaliczno metalowy pancerz nie tak łatwo przychodziło zmiażdżyć. Natomiast łącząc się już w stosunkowo mały agregat, „owady” zaczynały przy wystawianiu na działanie pola magnetycznego wytwarzać pole, które tamto znosiło; podgrzane, usiłowały wyzbyć się ciepła promieniowaniem podczerwonym. Doświadczenia nie mogły iść dalej, gdyż uczeni dysponowali tylko garścią kryształków.

Niezwyciężony Lem, Stanisław 83-7054-081-3:130

21.04.2009
Tłum psychologiczny to twór chwilowy, złożony z różnych elementów, które tylko na krótki czas utworzyły jeden organizm, podobnie jak komórki, będące odrębnymi organizmami, dzięki połączeniu się tworzą nową istotę, o cechach zupełnie innych od tych, jakie posiada każda komórka prowadząca samodzielne życie. Niesłuszne jest twierdzenie, jakie znajdujemy w dziełach wielkiego filozofa Herberta Spencera, że tłum jest sumą i średnią swych składników, mamy w nim bowiem najrozmaitsze kombinacje i powstawanie nowych cech, podobnie jak w chemii przy połączeniu kilku składników, na przykład zasady z kwasem, powstaje nowa substancja, o zupełnie innych charakterystycznych właściwościach aniżeli ciała, które ją utworzyły. Le Bon. Psychologia tłumu. Bon, Gustave Le 9788375752205:26

28.05.2012
Analogicznie jak w fizyce, chemii i biologii zmiany strukturalne zachodzące na poziomie molekularnym, czyli na poziomie mikro organizacji materii, manifestują się na poziomie makro nowymi własnościami fizycznymi, chemicznymi czy biologicznymi, tak samo statystyczne zmiany zachodzące w strukturze myślowej wielu ludzi wywołują przekształcenia makrostrukturalne na poziomie struktury systemów społecznych. Życie systemów Szymański, Jan Maria 9788321407401:201

19.05.2013
Hubert Wagner:
W 1968 roku nie tylko mogliśmy ale powinniśmy zdobyć złoty medal. Ale tylko ja wiedziałem, dlaczego przegraliśmy… Nikt, ani trener, ani działacze, ani sami zawodnicy nie mieli pojęcia, co się stało. A ja zrozumiałem to już po pierwszym meczu. Na olimpiadę pojechało dwunastu znakomitych siatkarzy. Ale nie było drużyny. Nikt wcześniej nie pomyślał, że same umiejętności, talenty indywidualne nie wystarczą. Trzeba było jeszcze stworzyć zespół - sprawnie działający mechanizm.
Kat. Biografia Huberta Wagnera. Wagner, Grzegorz; Mecner, Krzysztof 9788326813535:63

09.09.2014